Z tą nie wiąże się żadna szczególna historia, za wyjątkiem tego, że miała być dłuższa o jakieś 20 cm
W efekcie jest za mała na mój stół.
Dlatego wzięłam się za drugą wypatrzona w pisemku robótkowym. Pomyślałam, że dla relaksu zrobię sobie małą serwetkę do koszyczka. I bum .......miała mieć 36 cm a wyszło chyba z 80cm.
Cóż z tego, że wzięłam "troszkę" grubszy kordonek niż w przepisie, bo kolor bardzo mi się podobał. Ale żeby aż tak spuchnąć?
I co ja mam zrobić? Dalej zostałam bez serwety na stół i bez serwetuszki koszyczkowej. Żegnajcie zimowe programy telewizyjne, witaj szydełko......
Nie, kochana, wczoraj to one schły rozciągnięte jak Madej na łożu - trochę im nawet zazdrościłam :-)
OdpowiedzUsuńSzczerze, nie wiem kiedy... tak jakoś wyszły wieczorkami, między klejeniem, lakierowaniem a robieniem ciastek :-), pracą, pracą dodatkową, wożeniem dzieci do szkoły .... Wszystko przez to, że nie da się jeszcze grzebać w ogrodzie.... Ktoś gdzieś na blogu powiedział, że to "syndrom niespokojnych rąk" :-)) Ale patrząc na Twoje precyzyjne i pracochłonne prace i to zupełnie w niemałych ilościach też to musisz mieć :-) a jeszcze masz czas do mnie skrobnąć - serdecznie Ci dziękuję za dobre słowo, jesteś niezawodna...
Ot i piękne koronkowości wyszły :) Co tam rozmiar, są piękne :)
OdpowiedzUsuńA może po prostu masz za mały koszyczek wielkanocny...? ;]
Oh, uśmiałam się... na pewno masz rację - to z koszyczkiem musi być coś nie tak...
UsuńŚliczności:) Ja się dopiero uczę obchodzenia z szydełkiem, więc "paczę" i podziwiam:)
OdpowiedzUsuńWitam Cię serdecznie u mnie, paczaj śmiało! Cieszę się, że to co robię komuś się podoba... tak naprawdę to też wróciłam do szydełka całkiem niedawno i wpadłam....
Usuń