Chciałabym opowiedzieć Wam o pewnej kobiecie, prawdziwej .... Kobiecie, która jest dla mnie wzorem od dawna. Która żyła w pełni....realizowała się zawodowo, była żona i matką. Miała umysł genialny - ścisły a jednocześnie ogromnie kreatywny.....Pierwsza kobieta dopuszczona do pracy zawodowej w dziedzinach ścisłych, pierwsza, której praca, choć okupiona ogromnym wysiłkiem, uporem, wyczerpaniem fizycznym, głodem, którego nawet nie zauważała bo jej głód wiedzy był zaspokojony.... doczekała się społecznego (męskiego) uznania w czasach gdy kobiety były tylko żonami i matkami, a pracować musiały tylko z biedy, (której, nota bene, też zaznała), ona naturalnie łączyła ciężką prace naukową z życiem prywatnym, rowerowymi wycieczkami na wieś, pracą w ogrodzie, szyciem ciuszków dla córek, cerowaniem..... bo nie uznawała rozrzutności jaką było kupowanie ubrań w sklepie.
Dla mnie wzór feminizmu. Nie takiego co to pali staniki i wrzeszczy że facet to świnia... Kobiecości, łagodności, ale i uporu i głębokiego przekonania o całkowitej równości jej i jej męża, że nie ma takich rzeczy, których ona nie może dokonać.
Jest to też historia cudowna. Historia pięknej miłości mężczyzny i kobiety, takiej która zawsze mnie wzrusza, i o której nie sposób przestać myśleć. Nie miłości mężczyzny do kobiety ani miłości kobiety do mężczyzny. Miłości wspólnej. Miłości głębokiej, silnej ale i rozpościerającej swój parasol i obecnej w absolutnie wszystkich obszarach życia. Miłości dwóch osób równych sobie i dopasowanych pod każdym względem: genialnego umysłu, otwartego serca, pogardy dla zaszczytów i pieniędzy, całkowicie pozbawionych celebryckich zapędów, nade wszystko kochających prostotę i przyrodę. Miłości, która przyszła sama, nie wołana, nie poszukiwana, dana z dobrodziejstwem inwentarza, przed którą nie sposób się obronić, mimo wielu lat ucieczki przed nią. Rozumieli się całkowicie, a jednak nie robili nic bez zapytania o zdanie drugiego. Ten naturalny szacunek, codzienne uwielbienie dla drugiej osoby.
Historia tragiczna... bo po śmierci męża nigdy nie była już sobą. Była tylko jedną połową siebie.... W cierpieniu samotna, zmieniona, jednak nieugięta, dawała siebie innym, do bólu, bez reszty.
Ta kobieta to Maria Skłodowska-Curie...
Prosta, cudowna, genialna kobieta. Mój wzór...
Biografia została napisana przez jej córkę Ewę Curie i ma tytuł prosty jak ona: "Maria Curie". Warto przeczytać. Na Walentynki...
Czytałam kiedyś, teraz czytam ponownie... Czy na audiobooku uda się ją znaleźć wątpię - bo to chyba mało komercyjna jest pozycja i dość dawno wydana. A film, jak film... ekranizacje zawsze oglądam dopiero gdy przeczytam książkę. Ja po prostu lubię książki, i lubię je w papierowym wydaniu, niekoniecznie audio- i nie e-booki, a ta jest po prostu pięknie napisana. I pewnie dostępna od ręki w każdej bibliotece. Moim zdaniem warto poświęcić wieczór i napić się przy tej książce herbaty...
OdpowiedzUsuńOd początku domyślałam się o kim piszesz...wielki autorytet, i chluba naszego kraju, i wszystkich kobiet na świecie!
OdpowiedzUsuńMnie ona fascynuje jako głównie jako osobowość, że potrafiła pozostać w pełni kobieca w naukowym, męskim świecie umysłów ścisłych i w pełni była sobą mimo różnych nacisków. Osobowość silna i delikatna jednocześnie. Super, że odgadłaś, to nie jest bardzo popularna i komercyjna postać, nie każdy wie....
Usuń