Motto na dziś


Po­wiedz mi, a za­pomnę. Po­każ mi, a za­pamiętam. Pozwól mi zro­bić, a zrozumiem.
Konfucjusz

piątek, 15 marca 2013

Bardzo się cieszę...

Trochę mnie nie było, a jak nadrobiłam zaległości i przejrzałam Wasze blogi, to okazało się że tydzień ten obfitował w sporo smutnych wydarzeń i historii... Chyba to prawda, że nieszczęścia chodzą parami albo od razu całą wściekłą bandą. Jestem jednak pewna, mam ogromną nadzieję, że wszystko dobrze się skończy, z całej siły trzymam za Was kciuki....

 Nie zmienię jednak tytułu posta, bo moja radość wiąże się z rzeczą dla mnie bardzo ważną. Kiedyś udało mi się wyprosić od Babci mojej kochanej nożyce Dziadka-krawca galanterii męskiej. Pokazywałam je tu i są one dla mnie bardzo cenne. Co jednak powiecie o tym, że Babcia uznała że nie będzie już jej używać i oddała mi też dziadkową maszynę do szycia! Chyba z 60-letni Łucznik, wyjątkowo przystojny, prawie nie nadgryziony zębem czasu, coś jak Omar Szarif maszyn do szycia. Nie dziwota że się cieszę, powiem więcej, chyba się zakochałam...

Chodzi jak marzenie. Cichutki, nic się nie rwie, nic nie haczy. A Dziadek szył na niej płaszcze z podpinką (kto jeszcze wie, co to podpinka!), garnitury i spodnie. Cudo! I to wszystko dokładnie w czasie kiedy zdecydowałam, że kupuję sobie maszynę do szycia, bo chcę uszyć coś czasem, pomysły miałam a maszyny nie. Walczyłam z tym pomysłem długo, bo właściwie to wielkiej wprawy w szyciu nie mam, czasem coś uszyłam na maminej terkotce, a tu musiałabym się obsługi elektrycznej maszynki nauczyć, trochę się bałam, że zepsuję, że owerloki mnie przerosną, i co?  Jak tu nie wierzyć w zrządzenia losu, przeznaczenie? Może to Dziadkowa dusza usłyszała moje marzenia?




  Przyznajcie same, że przystojny z niej gość.

Maszyna wbudowana jest w sporą szafkę, która wymaga jednak pewnego liftingu, podklejenia formiru, odnowienia, ale ma spory potencjał, na drzwiczkach od środka można przymocować  igielniki (jeden ma - taki siermiężny z grubego filcu :-), albo inne pojemniki na niteczki, chowadełka na przybory, itp.

Złapałam od razu kawał szmatki dawno do tego celu przygotowany, bo dobrze wiedziałam co, ale nie było jak,  i uszyłam poduszkę, a potem za ciosem zrobiłam na niej aplikację dekupażową, też już długo w głowie noszoną.


 Zdjęcie jeszcze w warunkach roboczych - w centrum moja robota, a po lewej synuś lekcje odrabiał. Bardzo miłe są takie rodzinne posiadanki przy dużym stole.

Poduszka powędruje do mojej sypialni, która powstaje powolutku w głowie, i zbierają się przedmioty niezbędne i zbędne, a wszystkie będą na pewno bardzo ulubione.

Pozdrawiam wiosennie Wszystkich zaglądających, słonko świeci więc i energia lepsza, mimo, że wyższe  temperatury jeszcze trochę każą na siebie poczekać. To nic, poczekam, ale jak tylko ziemia trochę odmarznie, to ho, ho...

4 komentarze:

  1. Maszyna cud! Niedosyć, że jest to staroć z duszą i historią, to jeszcze działa!
    Jestem ciekawa decoupage'u na poszewce, w jaki sposób został zrobiony?

    OdpowiedzUsuń
  2. Decoupage na tkaninie jest banalnie prosty - trzeba mieć tylko medium do tkaniny:-). Wycinasz wzorek, kładziesz na tkaninie, smarujesz z wierzchu dokładnie medium, czekasz 12 godzin i prasujesz przez ściereczkę lub papier do pieczenia. Efekt końcowy można delikatnie prać w 30st.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdzieś zgubiłam ten post a ty karmisz mnie miodem, będą więc szyjątka:)

    OdpowiedzUsuń