Motto na dziś


Po­wiedz mi, a za­pomnę. Po­każ mi, a za­pamiętam. Pozwól mi zro­bić, a zrozumiem.
Konfucjusz

czwartek, 11 kwietnia 2013

Skromnie...

Miało być skromnie, cichutko, króciutko...
Miałam pokazać taką to oto małą robótkę powstałą w ramach zawiązywania brzuszków w Święta, wieczorkiem, przy lampce wina. Serwetusia z cieniuchnego kordonka wpisała mi się w krajobraz komody:


 A okazało się, że:
W międzyczasie pozaczynałam i rozrzuciłam mnóstwo zaczętych prac. A że mamy środek (koniec prawie) tygodnia, to i czasu niewiele. W planie mam skończyć co zaczęłam w weekend, ale może znów lenistwo mnie ogarnie? Jak to z tym lenistwem jest u Was? Ja trochę je lubię (bo pozwala mi zaszyć się w kątku nicnierobienia i odpocząć), a trochę nie lubię (czasu szkoda!). Co jakiś czas oznajmiam, że dziś nic nie robię i wtedy planowo, rozmyślnie snuję się po domu w piżamie.....tak gdzieś do 11,00 maks bo potem mnie roznosi, przecież tyle ciekawych rzeczy wokół do zrobienia:-) Leń mój chudziutki, zupełnie nie odpasiony chowa się w kątku do następnego razu. Czasem mi bidoka żal...Świat oszalał na punkcie slow life, a ja zastanawiam się, czy moje życie jest już bardziej slow, teraz gdy nie gubię już pór roku, i wiem nawet czy lato było gorące czy deszczowe...ale za to w popłochu pędzę z sekatorem w ogród bo nie zdążę przyciąć czy posadzić czy zrobić nowej rabaty... Nie da się uniknąć pośpiechu i bieganiny, ale wiem, że robię też coś dla siebie. Jeszcze mi daleko do "ideału" i wciąż wpadam w utarte ścieżki myślenia matki roku i szaleję, aby chłopakom ułatwić życie, poświęcam im swój czas bez reszty, ale zaczynam widzieć, że to nie tędy droga. Uświadomiłam sobie, że w ten sposób uczę ich, że matka to służąca, że staję się ich własnością i zrozumiałam jak trudno postawić granicę we właściwym miejscu - gdzie jeszcze nie jesteś niewolnikiem, a wciąż dajesz im miłość i opiekę. Złapałam się na tym jak bardzo jesteśmy uzależnieni od wychowania. Ja, niby feministka, gładko wjechałam w  rolę "przynieś, podaj, pozamiataj" aż wreszcie zaczęło mnie uwierać jak mało mam czasu dla siebie,  jak bardzo podobna jestem do swojej Mamy, której osobiście tłumaczyłam, że nie należy tak nad nami kwoczyć, być na każde skinienie, a więcej zająć się sobą.....Cóż, genów nie oszukasz.... :-)
Z drugiej strony - a może nie mam racji - może właśnie taka opieka dała mi to co mam, świadomość, że Ona zawsze jest gotowa mi pomóc....i w tym mądrość Matek? A cała nowoczesna gadka o zdrowym egoizmie to zwykła wygoda dzisiejszych kobiet? A gdzie w tym wszystkim są faceci? Jak mało od nich się wymaga. Od kobiet od momentu ciąży  wymaga się wzięcia odpowiedzialności za dziecko: jedz to, tego nie jedz, ćwicz jogę i co tam jeszcze, aby dziecko urodziło się zdrowe. W dużej mierze od niej to zależy -odpowiedzialność ogromna. Potem pierwsze lata życia - absolutnie kluczowe dla rozwoju emocjonalnego dziecka zależą głównie od relacji z matką i to od niej oczekuje się, że będzie łagodna ale konsekwentna, rozumiejąca ale wymagająca, poświęcająca czas dziecku, ale zadbana, zadowolona i spełniona. I temu ma podołać normalny człowiek, który ma jeszcze PMSy i inne swoje stresy. A ojciec - wystarczy żeby był... 

I w taki sposób od słowa do słowa, od lenia do odpowiedzialności za innych płyną moje myśli... Ciekawa jestem Waszych opinii. 
Pozdrawiam Was cieplutko i do następnego (skromnego i krótkiego) posta:-)

3 komentarze:

  1. Jej Iwona no takie zadajesz pytania i myśli ślesz do rozważania, że aż mnie głowa zabolała od myślenia. Nie czytaj za dużo poradników, kieruj się intuicją, każdy musi po swojemu według swojego sumienia i serca, tu nie ma jednej recepty dla wszystkich. Ja poświęciłam swoje ambicje dla domu, rodziny i powiem ci z perspektywy czasu że nie było takiej potrzeby, bo szczęśliwy dom to taki w którym matka jest szczęśliwa, czy może się w jakimś sensie spełniać, bo dzieci wcześniej czy później wychodzą z domu, a ty zostajesz i trzeba się zastanowić czy to z czym zostaniesz da ci poczucie spełnienia. Tu znowu nie ma jednej odpowiedzi jednych zadowoli to że wyślą w świat zdrowych normalnych ludzi, innym po wyjściu z domu dzieci zostaje pustka. Rozważać tak można bez końca. Często zastanawiam się jakie i kim by były moje dzieci gdybym dalej się kształciła a potem pracowała na 1,5 etatu realizując się zawodowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię zadawać pytania bo potem dostaję ciekawe odpowiedzi, lubię czytać - może nie poradniki, a już na pewno nie amerykańskie :-) - ale felietony psychologów i filozofów, bo te znów rodzą we mnie pytania. Już tak mam, że ważne dla mnie są indywidualne opinie i emocje i każde pojedyncze ludzkie życie i bardzo Ci Joasiu dziękuję za Twoją :-)

      Usuń
    2. I jeszcze Ci powiem Joasiu, że zastanawiam się często (pewnie tak często jak i Ty nad odwrotną sytuacją) jak wysoko byłoby moje poczucie szczęścia i spełnienia gdybym nie pracowała (choć lubię swoją pracę)i zajmowała się tylko domem. Chyba też potrafiłabym się w tym odnaleźć, a nawet im jestem starsza, i dzieci też, tym bardziej taki pomysł mnie pociąga:-) Anglicy mówią, że trawnik zawsze jest bardziej zielony po drugiej stronie płotu. A mądrzy tego świata mówią, że poczucie spełnienia zależy od nas samych, od naszego nastawienia do tego co mamy (lub czego nie mamy). Wystarczy teraz tylko(!) połączyć teorię z praktyką:-) Z drugiej strony jak widzę jakie piękne rzeczy tworzysz, to do spełnienia i satysfakcji nie możesz mieć daleko:-)

      Usuń